Pokonać Arka
Pokonać Arka...!
O co temu człeniu chodzi pomyślicie, o coś przecież musi...Już śpieszę z tłumaczeniem, postarajcie kochani przestawić szyk liter słowa "Arka", a otrzymacie czerwonego, zapieprzającego do tyłu głowonoga żyjącego tam gdzie woda jest czysta, którego ludzie zwykli gotować w barbarzyński sposób, tzn na żywca, aby jego mięsko smakowało lepiej...ale hola, nie idźmy tą drogą. W tym wywodzie chodzi o potyczkę szarego człowieka z chorobą dotykającą nas z nienacka i pozostawiającą naszą fizyczną formę niepełną, a nawet cholera ograbioną z narządów, które koniec końców lubimy i chcielibyśmy je donosić do kresu naszej egzystencji.
Do sedna więc- da się pokonać raka- jestem o tym przekonany, a nawet przeżyłem to... nie sam, ale doświadczyłem tego przez skórę najbliższej mi osoby więc stawia mnie to w pozycji sprzyjającej, aby wyciągnąć pewne wnioski i dzielić się nimi dla dobra czytających ten wywód. Nie zagłębiając się w tragizmy sytuacyjne i tak powszechne naokoło narzekactwo napiszę tylko, że wszystko skończyło się dobrze i kontynujemy naszą kosmiczną podróż przez życie:)
Więc o co chodzi z tym Arkiem...bo każdy, albo prawie każdy ma jakiegoś kolegę/ znajomego/ przyjaciela bądź wie, że ktoś zna właśnie Arka. Chciałbym, abyś drogi czytelniku (niezależnie od tego czy nowotwór masz, czy trapi Cię jakiś inny palący problem) zabawił się w małą grę z własną głową, aby zwizualizować sobie pewną interesującą cechę naszych przedziwnych umysłów. Zwizualizuj sobie swój największy problem jako tegoż właśnie bogu ducha winnego Arka. Przypisz cechy choroby, problemu temu osobnikowi, może wyglądać trochę jak człowiek krab z Marsa, albo jak chodząca czarna dziura rozrzucająca przerzuty podczas trzepania się jak mokry pies...:) i wtedy wchodzicie Wy cali na biało, albo w czerwonych majtkach nałożonych na niebieskie kalesony obowiązkowo z peleryną...i wtedy wyzywacie niecnego Arkadiusza z pewnością siebie Robsona Deniro z irokezem na głowie- ju tokin tu mi??? Dalsza część to już sprawa między Wami a Waszą wyobraźnią i tylko prośba- nie ograniczajcie się;) Może ktoś zadecyduje, że z Arkiem trzeba usiąść w knajpie, pyknąć kilka zimnych pianek i obgadać problem i (o dziwo) da to pozytywniejszy efekt niż srogi łomot. Bo sprawa sięga jednak nieco głębiej niż wyimaginowane młócenie znajomka...
Kim jest tenże Arek, który uwiera nas bardziej niź łupina z popcornu między zębami, przymały but, czy ładny, acz niewygodny kapelusz. No właśnie, Arek to wizualizacja wewnętrznych potrzeb naszego organizmu, blokady, którą sami sobie wymyśliliśmy i z pasją stosujemy w ramach praktyk codziennych. To jest jak chęć poskakania na trampolinie razem z dzieciakami, ale nie wypada, jak potrzeba zamknięcia drzwi za gadatliwym znajomkiem, który raptem chwyta słowotok lepszy niż Scatman. To jest jak chęć postawienia się głupim żartom o wyższości facetów nad głupimi babami, które tak często kończą się uśmiechem półgębkiem połączonym z potakiwaniem. Więc mówisz Arkowi (który tutaj akurat jest tym znajomkiem)- a może sprzedaj ten dowcip swojej siostrze...- nie posiadam odpowie...-no to matce, przecież nie jesteś niepokalanego poczęcia...Arkowi w przedpokoju małymi krokami ograniczasz przestrzeń w stronę drzwi argumentując koniec wizyty nadchodzącymi, pilnymi obowiązkami, natomiast Arkowi wpuszczającemu na trampolinę wciskasz wygniecionego dychacza i puszczając oczko zaprasza Cię do zabawy.
Tak, ty sam puść do siebie oczko i zaproś się do zabawy. Twój Arek to nie jest walka z adwersarzem plądrującym pola Mordoru. To nie jest front wojenny na bliskim wschodzie. Nie musisz wygrywać "wojny" z Arkiem, bo to nie jest wojna. To twój wewnętrzny Arek dopominający się o swoje prawa i koniec końców wybór jest niesamowicie prosty, albo skupisz się i posłuchasz co mówi do Ciebie twój wewnętrzny Arkadiusz, albo telepiąc się ze strachu przed wszystkimi złymi, niegodziwymi Arkami tego świata zdasz się na walkę/ wojnę/ bitwę z zewnętrznym światem. Pamiętaj: "statek nie tonie od wody, która go otacza, ale od tej która dostaje się do środka"- wielkie słowa, autor nieznany, uznajmy że mógł mieć na imię Arek...:)
Podczas tworzenia tego wpisu towarzyszyły mi następujące płyty/ utwory muzyczne (które same w sobie postrzegam jako terapeutyczne):
https://www.youtube.com/watch?v=dUQjGpm5Kr8
https://www.youtube.com/watch?v=4MzVuHqsNoM
https://www.youtube.com/watch?v=d29u8KWiacw&t=660s
Dodaj komentarz